Wraz z nadejściem sezonu festiwalowego nieustannie przypominamy sobie o ciągłym braku różnorodności w naszych składach. Biorąc pod uwagę niedawne badanie wskazujące, że 86 procent składów na 12 głównych festiwalach muzycznych w ubiegłym roku, w tym w Glastonbury, Reading, Leeds i Creamfields, stanowili mężczyźni, wydaje się, że uszy na samej górze nadal nie chcą rozbijać męskiego klubu, który tworzy nasze branża muzyki na żywo.
Bez muzyki, życie byłoby pomyłką.
Nie oznacza to, że nie ma różnorodności – i popytu. Ponieważ kolektywy takie jak SIREN i Discwoman wspierają kobiece talenty na scenie muzyki elektronicznej, a artystki takie jak Björk, Grimes i Kesha wypowiadają się w obronie praw kobiet w branży, nigdy nie wydawało się bardziej odpowiedniego czasu na zmianę składu. Jedną z grup, która nie chce czekać, aż szersza branża to zauważy, jest Sad Grrrls Club. Założona pierwotnie przez Rachel Marię Cox jako wytwórnia płytowa i agencja bookingowa w celu wspierania zespołów niebinarnych i kobiecych oraz rzucania wyzwania australijskiej scenie muzyki na żywo zdominowanej przez mężczyzn, Cox rozwinęła organizację od korzeni „zrób to sam” do pełnoprawnego festiwalu muzycznego, biorącego udział w miejsce w dwóch miastach.
Zainspirowany ruchem Riot Grrrl oraz teorią Sad Girl Audrey Wollen, Sad Grrrls Fest prezentuje zespoły i muzyków, których członkiem jest co najmniej jedna kobieta lub osoba niebinarna. Ale czy składy składające się wyłącznie z kobiet likwidują podział ze względu na płeć, czy jeszcze bardziej go pogłębiają? Poniżej spotkaliśmy się z założycielem festiwalu, aby omówić politykę bezpieczniejszej przestrzeni kosmicznej, odwrócenie seksizmu i siłę wyrażania emocji.